RAAAF

NIC NIE TRWA WIECZNIE. NAJTWARDSZE RZECZY OKAZUJĄ SIĘ W KOŃCU PŁYNNE.”

Zdjęcie: Iris Duvenkot.

Biuro architektoniczne RAAAF zadaje pytania o charakter i konieczność architektury. W swojej pracy kieruje się bardziej zasadą usuwania niż dodawania. „W naszych projektach nieustannie powraca wątek poetyki braku. Postrzegamy pustkę jako przeciwwagę dla coraz bardziej przepełnionego świata”.

Zamiast automatycznie wypełniać dostępną przestrzeń zaprojektowanymi elementami, architekci z RAAAF starają się raczej ją opróżniać, otwierając pole do późniejszych decyzji na temat jej potencjału: pod tym względem działania założonego przez Erika i Ronalda Rietveld biura mają związek z architekturą, a jednocześnie radykalnie od niej odchodzą. Bracia Rietveld nie postrzegają siebie jako architektów, lecz jako artystów działających na styku sztuk plastycznych, architektury i filozofii, a punktem wyjścia ich prac może być cokolwiek, co ich fascynuje. Rozmawiając z nami w swoim biurze w Amsterdamie, opowiadają o kulisach powstawania ich intrygujących projektów. „Często zdarza się tak, że impulsem dla naszych pomysłów jest jakieś konkretne miejsce lub wyzwanie społeczne. Eksperymentujemy wtedy z różnymi alternatywnymi rozwiązaniami, które mogłyby sprawdzić się w przyszłym środowisku życia. Architekci rzadko mają swobodę eksperymentowania na bazie swoich osobistych fascynacji, ponieważ muszą spełniać wymogi klienta i zgadzać się na kompromisy. My natomiast nigdy nie pracujemy według narzuconych wymagań. Działamy raczej w oparciu o gamę możliwości. Jest to nieskrępowany program pracy, który ustalamy sami. Jeżeli już podejmujemy się realizacji jakiegoś zleconego projektu, musimy mieć swobodę poszukiwania potencjalnych rozwiązań. Innymi słowy, projekt musi być otwarty. W przypadku dużych projektów, które zakładają kilkuletni harmonogram prac, wykorzystujemy oczywiście wiedzę z dziedziny architektury i architektury krajobrazu. Kluczowe znaczenie ma dla nas myślenie procesowe na wielu poziomach: od najszerszego kontekstu (np. regionalnego lub krajowego) po najdrobniejszy szczegół. Można się tego dobrze nauczyć studiując architekturę krajobrazu”.

THE END OF SITTING, AMSTERDAM, HOLANDIA (2014) Zdjęcie: Jan Kempenaers

Czy dobre projekty nie wynikają jednak często z narzuconych w zleceniu ograniczeń?

Granice wyznaczone przez klienta czasami faktycznie potrafią rozbudzić wyobraźnię. Wolimy jednak sami się ograniczać. Były architekt rządowy poprosił nas kiedyś, abyśmy pomyśleli nad projektem przestrzeni biurowej przyszłości, a my zaproponowaliśmy wnętrze bez krzeseł i biurek. Naszym punktem wyjścia było to, jak ludzie poruszają się w miejscu pracy. Współpracując z artystką Barbarą Visser, zbudowaliśmy instalację artystyczną pod tytułem The End of Sitting. Jest to przestrzeń aktywności zawodowej, w której ludzie mogą swobodnie szukać najbardziej wygodnego miejsca do pracy i współdziałania. Utarte konwencje mają swoją materialną bazę. Materialną bazą siedzenia jest na przykład krzesło. Kiedy projektanci wnętrz i przestrzeni przemysłowych dostają zadanie zaprojektowania innowacyjnego biura, proponują niezliczone pomysły na alternatywne krzesła. Nigdy jednak nie podważają uświęconej tradycją konwencji siedzenia. Nasze podejście jest bardziej radykalne w tym sensie, że pozycja siedząca nie jest niezbędna, a projekt wręcz zaprasza do tego, aby poszukać nowego ułożenia ciała. Celem naszej instalacji jest poniekąd rzucenie odwiedzającym wyzwania. Chcemy, żeby spróbowali znaleźć nowy sposób na nawiązanie relacji z przestrzenią i sobą nawzajem w miejscu, gdzie nie można usiąść. Proponujemy, aby zaczęli myśleć całym ciałem, nie tylko mózgiem.

Pomimo swoich zastrzeżeń do architektury ciągle się jednak na niej skupiacie.

Powiedziałbym raczej, że skupiamy się na zabudowanym środowisku życia. Nasza praca często sprowadza się właśnie do komentowania otoczenia, w którym ludzie żyją. Dobrym przykładem jest instalacja Vacant NL przygotowana przez nas w roku 2010 na Biennale Architektury w Wenecji odbywające się w środku kryzysu finansowego. Chcieliśmy zwrócić uwagę na dziesiątki tysięcy pustych budynków publicznych w Holandii. Mówimy o budynkach, które są własnością nas wszystkich, zostały sfinansowane z naszych podatków, a mimo to nic się w nich nie dzieje. Nawet holenderski pawilon w Wenecji przez większość roku stoi pusty. Można zatem powiedzieć, że jest to ogromne marnotrawstwo zabudowanej przestrzeni. Nasza instalacja miała otworzyć dyskusję na temat tego problemu, pokazując go w sposób widoczny, rozpoznawalny i namacalny. Podeszliśmy do niej tak, jak do każdego innego projektu, to znaczy wydobyliśmy na powierzchnię coś, czego inni nie widzą lub, co bardziej prawdopodobne, nie chcą widzieć.

Czym jeszcze różni się wasze podejście od podejścia innych architektów?

Zawsze badamy kontekst kulturowy, a szczególnie historyczne uwarunkowania projektu. Czasami sięgamy nawet kilka tysięcy lat wstecz. Zastanawiając się nad przestrzenią biurową przyszłości, wyobraziliśmy sobie usługi dostępne na miejskich forach w czasach Platona. To tylko jeden z przykładów tego, jak bardzo potrafimy zagłębić się w historię kultury. Inną wyjątkową cechą naszego podejścia jest to, że nie czujemy się zobowiązani dodawać niczego do zastanej przestrzeni. Oryginalność naszych działań polega na tym, że, o ile to możliwe, staramy się raczej coś usunąć. Projektowanie samo w sobie nie do końca nas interesuje. Na jakimś etapie trzeba oczywiście ustalić fizyczny kształt projektu, ale naszym głównym celem jest połączenie znaczenia z formą. Cel ten zazwyczaj łatwiej jest osiągnąć, jeżeli zrezygnuje się z jakiegoś elementu zamiast dodawać nowy. Jest to najlepsza droga w czasach nagromadzenia budynków i przedmiotów. Wolimy zatem tworzyć pustkę, podając w wątpliwość to, czego nikt nie kwestionuje, a w szczególności głęboko zakorzenione konwencje organizowania przestrzeni publicznej. Jedną z takich konwencji jest na przykład ustalony sposób konserwacji historycznych budynków. Zakłada on, że pewien moment w historii należy uznać jako punkt odniesienia. Tym samym budynek zostaje zamrożony w czasie. Taki rodzaj prac konserwatorskich nie pozostawia miejsca na wyobraźnię. Historycy sztuki z wykształceniem konserwatorskim mogą mieć najróżniejsze skojarzenia z danym obiektem, ale skojarzenia te niewiele mówią zwykłym zjadaczom chleba, ponieważ nie mają żadnego związku z teraźniejszością. Idąc tym tropem, wpadliśmy na pomysł, aby wykroić podłużny fragment z wojskowego bunkra wpisanego do rejestru zabytków. Powstałe w ten sposób dzieło sztuki, Bunker 599, to efekt naszej współpracy z Atelier de Lyon. Wydawałoby się, że bunkier to niezniszczalna budowla fortyfikacyjna. Przecinając go na pół dokładnie przez środek co do centymetra, podważyliśmy to wrażenie niezniszczalności oraz sam status obiektu jako konserwowanego zabytku. Ciasne wnętrza bunkra chronione masywnymi, żelbetowymi ścianami działowymi zostały odsłonięte i wystawione na widok publiczny. Zabrzmi to paradoksalnie, ale po naszej interwencji przecięty bunkier uzyskał ponownie status zabytku narodowego. Jednym pociągnięciem zmieniliśmy to, co było nienaruszalne w coś delikatnego i kruchego. Dzięki naszej pracy ta delikatność staje się namacalna. Nic nie trwa wiecznie, a najtwardsze rzeczy okazują się w końcu płynne. Jeżeli nasza praca ma coś wyrażać, to chyba właśnie to.

THE END OF SITTING, AMSTERDAM, HOLANDIA (2014) Zdjęcie: Frederica Rijkenberg

VACANT NL, PAWILON HOLENDERSKI, BIENNALE W WENECJI Zdjęcia: Rob 't Hart

Czy takie podejście jest z gruntu krytyczne?

Tak. Nasze projekty intrygują i zapraszają do refleksji. W tym sensie próbujemy stworzyć potencjalnie krytyczne doświadczenie. Możemy podać inny przykład. Kiedy zrealizowaliśmy instalację Vacant NL poproszono nas, abyśmy przenieśli ją z Wenecji do fabryki porcelany sanitarnej Sphinx w Maastricht. Nigdy jednak nie przewozimy instalacji w inne miejsca. Nasze projekty wyrastają z konkretnej lokalizacji i tylko do niej pasują. Fabryka Sphinx uświadomiła nam natomiast jak wiele budynków w Holandii jest niewykorzystywanych z powodu zagrożenia pożarowego. Jest to jeden z powodów, dla których puste budynki państwowe są często niedostępne. Chodzi o unikanie ryzyka. Postanowiliśmy zwrócić uwagę na te urzędowe ograniczenia poprzez ustawienie w pomieszczeniach budynku zapalonych beczek, co stworzyło wrażenie ściany ognia. Zabieg ten podniósł poziom zagrożenia pożarowego w kontrolowany i odpowiedzialny sposób. Ogień był nieodłączną częścią fabryki, w której używano dużych pieców do wypalania ceramicznych sedesów i innych podobnych produktów. Instalacja Our Firemen nawiązuje zatem do historii obiektu i każe zastanowić się, jak bardzo chcemy unikać ryzyka w przestrzeni publicznej. Wprowadzane w tym zakresie przepisy nakładają na architekturę sztywne ramy, podczas gdy nauka akceptacji ryzyka wydaje nam się bardziej twórcza. Można to porównać z lekcjami pływania, dzięki którym przyzwyczajamy się do niebezpieczeństw związanych z głęboką wodą. Naszym celem jest zachęcenie ludzi do refleksji nad społecznymi zwyczajami i konwencjami. Właśnie takie radykalne i autonomiczne nastawienie oraz to, że działamy jako myśliciele i artyści, pozwala umieścić nasze prace w kategorii sztuk plastycznych.

Powiedziałeś wcześniej, że często pozwalacie, aby pusta przestrzeń mówiła sama za siebie. Czy interesuje was również jakość pustki jako takiej?

W naszej pracy można faktycznie odnaleźć elementy kontemplacji i medytacji. Przebywając w zaprojektowanej przez nas przestrzeni, odczuwa się spokój płynący z jej prostoty. Ma to jednak również wymiar publiczny. W naszych pracach powraca nieustannie wątek tego, co nazywamy poetyką braku, ale stworzenie przestrzeni publicznej jest równie istotne. Taką przestrzeń postrzegamy jako miejsce, gdzie ludzie z różnych środowisk i subkultur mogą się spotkać. Uważamy, że podobnych miejsc bardzo dzisiaj brakuje. Odwrotną sytuację przedstawiliśmy w projekcie After Image w Groningen. Poproszono nas o stworzenie tymczasowego dzieła sztuki w Suikerunieterrein, czyli miejscu po wyburzonej rafinerii cukru w pobliżu centrum miasta. Zagłębiliśmy się w archiwa zakładu i odkryliśmy rysunki projektowe ogromnych silosów przeznaczonych do składowania cukru. Z rysunków tych wynikało, że na placu budowy zatopiono w ziemi aż pięćset dwunastometrowych słupów podtrzymujących fundamenty silosów. Usunęliśmy ziemię wokół słupów pod jednym z silosów, aby je odsłonić, co automatycznie zdefiniowało przestrzeń jako miejsce o potencjalnie publicznym charakterze.

VACANT NL, PAWILON HOLENDERSKI, BIENNALE W WENECJI Zdjęcia: Rob 't Hart

BUNKER 599, CULEMBORG, HOLANDIA (2013) Zdjęcia: Allard Bovenberg

FIREMEN, MAASTRICHT, HOLANDIA (2011) Zdjęcia: Huub Meijers

Photo: Rob 't Hart

Poza zdefiniowaniem przestrzeni rzuciliście również światło na historię tego miejsca. Jakie znaczenie ma dla was historia fabryki cukru?

Odsłaniając słupy, chcieliśmy głównie pokazać, i to w namacalny sposób, jak zbudowano wiele budynków w Holandii. Sama rafineria cukru była oczywiście częścią historii Groningen. Populacja miasta jest obecnie różnorodna pod względem społecznym i kulturowym, ale łączy ją wspólna historia związana z rolą, jaką dla poprzednich pokoleń odgrywała rafineria cukru i roznoszący się po okolicy zapach podczas zbioru buraków cukrowych. Nie chcemy jednak bawić się w historyków. Opowiadamy po prostu historię, która musi zostać właśnie teraz opowiedziana. Chcemy, aby ludzie doświadczyli tego, co ma obecnie znaczenie. Rozbudzamy wyobraźnię poprzez przestrzenne doświadczenia wynikające z naszych interwencji. Zarówno architektura jak i architektura krajobrazu są pełne historycznych elementów. Arkusze stali kortenowskiej wyznaczają kontury dawno nieistniejącego zamku albo rzymskiego osiedla. Nie to nas jednak interesuje. Staramy się raczej ustalić z możliwie największą dokładnością to, co działo się w danym miejscu w konkretnym czasie. Tak było w przypadku kanału doświadczalnego w Waterloopbos. Na tym podmokłym lesistym terenie w przeszłości testowano eksperymentalne budowle hydrotechniczne. Tego rodzaju próby przeprowadza się obecnie w laboratoriach przy pomocy symulacji komputerowych. Po niszczycielskich powodziach w roku 1953 wszyscy w Holandii zgodzili się, że podobna tragedia nie może się nigdy więcej powtórzyć. Postanowiono zatem za wszelką cenę odsunąć morze od holenderskich nizin. Symbolicznym przykładem wspomnianych budowli jest Deltagoot, kolosalna niecka, dzięki której inżynierowie byli w stanie wywołać fale wysokości kilku metrów. Jej budowa była częścią przygotowań do realizacji późniejszego Planu Delta, który przez dziesięciolecia skutecznie chronił duże połacie Holandii przed zalaniem. Obecnie żyjemy jednak w czasach zmian klimatu i nie uda nam się na dłuższą metę zapobiec zjawisku podnoszenia się poziomu wód. Aby pokazać podatność naszych równin na te przyszłe zagrożenia, odkopaliśmy 250-metrową konstrukcję Deltagoot i podzieliśmy jej betonowy kanał na kilka kawałków. Oddzielone w ten sposób fragmenty obróciliśmy następnie pod kątem w stosunku do biegu kanału. Można to nazwać aktywnym rujnowaniem. W Holandii rzadko toleruje się ruiny. Ludzie wolą wyburzyć budynek do końca i zbudować w jego miejscu coś nowego. Budowle na mokradłach Waterloopbos popadały już w zniszczenie. Pokawałkowaliśmy betonową nieckę Deltagoot we współpracy z Atelier de Lyon, przygotowując ją na to, aby stopniowo zarosły ją paprocie i mech. Z biegiem czasu głównym tematem projektu Deltawerk// stanie się bezbronność i spokój.

AFTER IMAGE, GRONINGEN, HOLANDIA (2018) Zdjęcia: RAAAF

Mówiąc o swojej pracy, często używasz terminu „afordancje”. Czy mógłbyś nam wyjaśnić to pojęcie?

Afordancje to możliwości działania, które daje nam środowisko. Wpisane w środowisko życia możliwości mogą być materialne, naturalne, społeczne i kulturowe. Jest to krzesło, na którym możesz usiąść, kubek, z którego możesz się napić, ale także możliwość rozmowy z kimś z twojego otoczenia, możliwości oferowane przez miejsce, w którym się obecnie znajdujesz i tak dalej. Wszystkie te afordancje są ze sobą ściśle związane. Interesują nas te z nich, które otwiera przed nami otoczenie. Nasza strategia polega na tym, że staramy się odkryć niekonwencjonalne możliwości w ramach każdego nowego projektu. Jeżeli jakaś dobrze znana ci rzecz zostanie przedstawiona w radykalnie inny sposób, na przykład do góry nogami, zaskoczy cię to i zmusi do przemyślenia na nowo tego, jak postrzegasz świat oraz swoje miejsce w świecie.

Co chciałbyś przekazać architektom?

Naszym zdaniem architektura jest zbyt skoncentrowana na produkcji i rozwiązywaniu problemów. Uważa się często, że architektura potrafi sobie poradzić z każdym problemem. To oczywiście nieprawda. We współczesnej architekturze brakuje nam podejścia eksperymentalnego i odwagi stąpania po kruchym lodzie. Chcielibyśmy bardzo, aby pojawiały się nowe pomysły i nowe przestrzenne koncepcje środowiska życia w przyszłości. Nie roszcząc sobie prawa do przedstawiania rozwiązań, tworzymy, przynajmniej dla siebie, przestrzeń, w której możemy takie koncepcje rozwijać.

Zdjęcie: Tae Kyoung

Zdjęcie: Tae Kyoung

DELTAWERK// KOLEKCJA LAND ART FLEVOLAND, MARKNESSE, HOLANDIA (2018) Zdjęcie: Jan Kempenaers