A SAFE SPACE FOR ROHINGYA WOMEN & GIRLS, REFUGEE CAMP, TEKNAF, BANGLADESH (2019) Photo: Rizvi Hassan

RIZVI HASSAN

“PRÓBUJEMY NAWIĄZAĆ WSPÓŁPRACĘ Z UCHODŹCAMI POPRZEZ PROCES BUDOWLANY. ”

Zdjęcie: Sancharee Srishty

RIZVI HASSAN

‘WE TRY TO ESTABLISH COMMUNICATION WITH THE REFUGEES THROUGH THE BUILDING PROCESS.’

Zdjęcie: Sancharee Srishty

DLA RIZVI’EGO HASSANA ISTOTĄ ARCHITEKTURY DLA UCHODŹCÓW NIE JEST JEDYNIE DOBRY PRODUKT. „WZNOSZENIE BUDYNKÓW PRZY WSPÓŁUDZIALE UCHODŹCÓW STAJE SIĘ WYDARZENIEM, KTÓRE JEDNOCZY LUDZI I POZWALA IM ODZYSKAĆ GODNOŚĆ.”

Nie wydaje się, aby oczywistym wyborem było rozpoczęcie kariery w zawodzie architekta od pracy w obozach dla uchodźców, przygotowanych z myślą o Rohindżach, około miliona których zbiegło z Mjanmy (dawniej: Birmy) do Bangladeszu. Trudno sobie wyobrazić gorsze warunki do realizacji udanej architektury – a właściwie jakiejkolwiek architektury – niż te panujące w powyższych obozach. W oczach młodego bangladeskiego architekta Rizvi’ego Hassana było to jednak zobowiązanie wobec społeczeństwa. W przeprowadzonej z nim rozmowie wideo nakreślił on, co jest niezbędne, by projektować dla uchodźców. „Przyzwyczailiśmy się postrzegać architekturę w sposób, w jaki przedstawiana jest ona w czasopismach oraz Internecie, czyli innymi słowy spoglądać na nią poprzez obiektyw aparatu fotograficznego. Przyznać przy tym muszę, że naprawdę bardzo podoba mi się prezentowana tam jakość przestrzeni oraz piękne, a zarazem efektywne, wykorzystanie materiałów. Osobiście naprawdę cenię sobie udaną architekturę. Lecz skupiwszy się na produkcie – czy też, inaczej mówiąc, na obiekcie – tracimy z oczu to, co za nim stoi – sam proces jego budowy, ogromną liczbę ludzi zaangażowanych w jego wzniesienie, a także osoby, dla których jest on przeznaczony. Bardzo łatwo przy tym przeoczyć fakt, że zaledwie niewielki procent budynków zaprojektowany zostaje przez architektów. Korzystniejsze być może prezentowanie architektury w nieco inny sposób – poprzez większe skupienie się na aspektach technicznych, racjonalnych przesłankach projektowych oraz filozofii stojącej za danym zamysłem. Sam architekt, zamiast roli projektanta pojedynczego przedmiotu, pełnić może rolę influencera. Zamiast opracowywać unikatowe rozwiązanie, którego nie da się powielić, pożyteczniej jest poświęcić swój czas na rozwiązania, z których wykorzystaniem nie będą mieć najmniejszych problemów tacy rzemieślnicy jak pracownicy stalowni czy wytwórcy produktów z bambusu.”

Choć kształcił się pan na architekta-modernistę – w bardziej tradycyjnym tego słowa znaczeniu, że tak powiem – po ukończeniu studiów na Bangladesh University of Engineering and Technology podjął się pan pracy na rzecz uchodźców. Czyżby nie był pan zadowolony z tego, w jaki sposób nauczano tam architektury?

„Poza pojedynczymi wyjątkami, wzorzec odniesienia na powyższej uczelni stanowiła architektura zachodnia. Zamiast skupiać się na racjonalnych przesłankach projektowych, program nauczania proponował w większości zachodnie praktyki. Miałem poczucie, że program studiów na architekturze nie był tam ani szczególnie gruntowny, ani szczególnie techniczny. W tym samym czasie z najwyższym uwielbieniem spotykały się takie arcydzieła jak Budynek Parlamentu Bangladeskiego autorstwa Louisa Kahna. Stwierdziłem, iż bezcelowe jest naśladownictwo tego rodzaju architektury na potrzeby takiego kontekstu, jak nasz. Będąc architektem, trzeba wiedzieć, dlaczego robi się to, co się robi. Trzeba mieć pomysły, które są sensowne i mają zastosowanie w odniesieniu do teraźniejszości. Kluczowy jest więc kontekst, ale także adekwatność.

BEZPIECZNA PRZESTRZEŃ DLA KOBIET I DZIEWCZĄT Z LUDU ROHINDŻA, OBÓZ DLA UCHODŹCÓW, TEKNAF, BANGLADESZ (2019) Zdjęcie: Rizvi Hassan

BEZPIECZNA PRZESTRZEŃ DLA KOBIET I DZIEWCZĄT Z LUDU ROHINDŻA, OBÓZ DLA UCHODŹCÓW, TEKNAF, BANGLADESZ (2019) Zdjęcie: Rizvi Hassan

Szukając alternatywy dla podejścia „zachodniego”, znalazłem zajęcie jako wolontariusz u architekta Khondakera Hasibula Kabira. Jest on architektem krajobrazu oraz architektem społecznościowym z doświadczeniem pracy w slumsach Dakki. Zrobił on na mnie ogromne wrażenie i w wielkim stopniu mnie natchnął. Jako architekt skupia sie on na jakości życia – zarówno życia ludzkiego, jak i życia innych stworzeń. Spodobało mi się bardzo tego typu fundamentalne podejście. Zadałem więc sobie pytanie, jaki wkład sam mógłbym wnieść do wspólnoty, by był ze mnie pożytek. Zdałem sobie też w tym momencie sprawę, że naród nie przygotował mnie jedynie do tego, abym stał się architektem; przygotował mnie, abym stał się wykształconą osobą, która będzie potrafiła wnieść swój wkład do społeczeństwa. Jestem gotowy zaoferować ze swej strony wszystko to, co mam do zaproponowania.”

Czego w szczególności nauczył się pan od Khondakara Hasibula Kabira?

„W pamięci zapadło mi przede wszystkim, w jaki sposób nawiązywał on stosunki z ludźmi, próbując z każdym zbudować więź – od dzieci po ludzi w podeszłym wieku. Chcieliśmy na przykład przeprojektować przy współudziale lokalnej społeczności pewne opuszczone stawy. Po otrzymaniu zielonego światła ze strony burmistrza zorganizowaliśmy serię warsztatów dla ludzi w różnym wieku: dla dzieci, dla młodych dziewcząt oraz dorastających chłopców, dla kobiet oraz mężczyzn, a także dla osób starszych. To głównie dzieci oraz młodzież wyruszyli w teren, ażeby przeprowadzić oględziny wspomnianego miejsca oraz opracować szkice. Nie wykazywali oni żadnych uprzedzeń, mieli świeże pomysły i czuli się odpowiedzialni za realizowany projekt. Wnieśli naprawdę wspaniały wkład.” Dzieci, młodzież czy mieszkańcy wioski nie posiadają zazwyczaj specjalistycznej wiedzy czy też doświadczenia, jakimi dysponuje architekt. Czy więc naprawdę byli oni w stanie wnieść pożyteczny wkład do procesu projektowania?

„To była najważniejsza lekcja, jaką otrzymałem ze strony Khondakara Hasibula Kabira. Jako praktykujący architekci w momencie rozpoczęcia projektu mamy już swe z góry wyrobione sądy. Na potrzeby mojego pierwszego realizowanego z nim wspólnie projektu, w bangladeskim mieście o nazwie Jhenaidah, wymyśliłem pewne bardzo nowoczesne wizualizacje. Choć odrzekł, że są śliczne, zaproponował, abyśmy opracowali coś bardziej osadzonego w kontekście – coś, co będzie nawiązywać do miejscowej kultury. Musiałem zaprzestać swych prób bycia projektantem. Moim zadaniem było zgromadzenie informacji na temat lokalnego kontekstu oraz ludzi, zadanie im pytań dotyczących ich wyobrażeń, a następnie tymczasowe zamilknięcie. Musiałem się nauczyć, kiedy nie przeszkadzać, a kiedy wnosić swój wkład do procesu. Taki sposób pracy daje człowiekowi szansę, by wpadł na coś, co w życiu nie przyszłoby mu do głowy, gdyby działał w pojedynkę. Prosty przykład: bardzo inspirujące jest przyglądanie się okiennicom zastosowanym w okolicznych budynkach. Będąc architektem, można spróbować opracować ich lepszą lub piękniejszą wersję, zamiast importować z zagranicy okiennice, które nie będą pasowały do kontekstu.”

ZINTEGROWANY OŚRODEK KULTURY, OBÓZ DLA UCHODŹCÓW Z LUDU ROHINDŻA, KUTUPALONG, BANGLADESZ (2019) Zdjęcia: Rizvi Hassan

Po okresie pracy w mieście Jhenaidah rozpoczął pan działania na potrzeby uchodźców z ludu Rohindża. Co skłoniło pana, by zainteresować się projektowaniem dla ludzi, którzy mogą zamieszkać w Bangladeszu jedynie tymczasowo?

„Odgrywająca w Bangladeszu znaczącą rolę organizacja na rzecz rozwoju o nazwie BRAC zwróciła się do mnie z prośbą, abym przeprowadził oględziny pewnych istniejących już schronisk dla uchodźców, które wymagały remontu. Bez chwili zawahania podjąłem się stosownego wyzwania. Żaden z moich znajomych architektów nie mógł wtedy zrozumieć, co planuję tam robić, ponieważ mieliśmy przy tej okazji do czynienia z niezwykle złożoną sytuacją, w przypadku której w normalnych warunkach niemożliwa byłaby jakakolwiek praktyka ze strony architekta. Choć wymóg był taki, aby pobudować wszystko szybko i bardzo tanim kosztem, ze swej strony chciałem jednocześnie zapewnić odpowiednią jakość. W tamtym czasie, a było to dosłownie kilka lat temu, nie postrzegałem siebie jako architekta. Bardziej widziałem w sobie technika i też ściśle współpracowałem z inżynierami czy instalatorami. Dzięki temu rzeczywistość nabrała dla mnie zupełnie nowego wymiaru. Sporo się od nich nauczyłem.” Był pan jednak architektem, a nie inżynierem. Czy był jakiś dodatkowy wkład, który mógł pan wnieść do efektu końcowego – swego rodzaju „architektoniczny naddatek”?

„We wspomnianym powyżej obozie dla uchodźców potrzebne były rozmaite obiekty: bezpieczna przestrzeń dla kobiet i dzieci, przestrzenie rekreacyjne, punkty opieki zdrowotnej itp. Nie było przyjętym sposobem postępowania, aby z potrzebą zaprojektowania powyższych obiektów zwracać się do architekta. Powielenie identycznego, całkowicie pozbawionego kontekstu modelu z dachem jednospadowym na potrzeby wszystkich wymienionych wcześniej obiektów nie stanowiło jednak rozwiązania. Raczej było ono źródłem kłopotów. Wpadliśmy więc na alternatywne rozwiązanie, które zapewniało lepszą ochronę przed deszczami monsunowymi oraz skuteczniejszą wentylację. Wkrótce dostrzegliśmy również inne możliwości usprawnień. Wspomniane obiekty miały charakter tymczasowy, w związku z czym po jakimś czasie musiały one często zostać przeniesione, ażeby zwolnić miejsce na inne potrzeby. Ze względu na kiepskiej jakości schematy projektowe, prace budowlane prowadziły do sporego marnotrawstwa zasobów. Zaproponowaliśmy zamiast tego schematy projektowe, które umożliwiały łatwą rozbiórkę oraz ponowny montaż w innym miejscu. Osoby zajmujące się pozyskiwaniem środków zrozumiały, że jesteśmy w stanie zaproponować praktyczne rozwiązania. W przeciągu dwóch lat, wraz z architektem Saadem Ben Mostafą, zaprojektowaliśmy na potrzeby wspomnianych obozów ponad sześćdziesiąt rozwiązań. Większość z nich nie wyróżniała się niczym pod względem architektonicznym, a często miały one wręcz jedynie charakter drobnych ingerencji. Niosły one jednak ze sobą pozytywny skutek z perspektywy użytkownika. Wykorzystywaliśmy materiały, w które można było się zaopatrzyć w pobliżu obozów – takie jak bambus, któremu osiągnięcie docelowych rozmiarów zajmuje jedynie pół roku. Zaletą powyższych materiałów było to, że były one powszechnie dostępne oraz łatwe w zastosowaniu. Jednocześnie udało nam się też stworzyć lepsze przestrzenie. Powszechnie przyjętą praktyką było zapewnienie jednego pomieszczenia ogromnych rozmiarów o minimalnej jakości na potrzeby organizacji wieloosobowych zgromadzeń. Podjęliśmy próbę udoskonalenia powyższych przestrzeni na przykład poprzez wprowadzenie okrągłego dziedzińca z gankiem, co udało nam się zrealizować w przypadku „Bezpiecznej przestrzeni dla kobiet i dzieci”. Samo wnętrze miało w efekcie dużo mniejsze rozmiary, jednakże w pełni rekompensował jej dziedziniec z gankiem. Tego typu rozwiązania można wykorzystać na różnorakie sposoby.”

BEZPIECZNA PRZESTRZEŃ DLA KOBIET I DZIEWCZĄT Z LUDU ROHINDŻA, OBÓZ DLA UCHODŹCÓW, TEKNAF, BANGLADESZ (2019) Zdjęcia: Rizvi Hassan

KULTURALNE CENTRUM PAMIĘCI LUDU ROHINDŻA, OBÓZ 18, UKHIYA, BANGLADESZ (2020) Ilustracja graficzna: Rizvi Hassan

Czy w swych projektach dla uchodźców dąży pan również do piękna? Czy piękno odgrywa dla tych ludzi jakąkolwiek rolę, mając na uwadze sytuację, w jakiej się znaleźli?

„Z całą pewnością odgrywa, choć o wiele bardziej jest ono związane z samym procesem budowy niż z powstałym w jego wyniku produktem. Dla nas wszystko to wiąże się ze zdrowiem psychicznym. Udział w procesie budowy oraz wspólne tworzenie pięknej przestrzeni pomagają uchodźcom zaangażować się w dobro i nabrać bardziej optymistycznego stosunku do życia. Budowanie wespół z uchodźcami staje się wydarzeniem zapewniającym wspólną płaszczyznę dla wzajemnego zrozumienia, a także przywraca godność. Pracujemy aktualnie nad kulturalnym centrum pamięci dla uchodźców z ludu Rohindża i próbujemy zaangażować w ten projekt rzemieślników z różnorodnych obozów. Ma on dla nich ogromną wartość kulturową. Dzięki niemu są oni w stanie ożywić na nowo swe wspomnienia oraz swe umiejętności, swą kulturę oraz swą tożsamość, a także przekazać powyższe wartości kolejnemu pokoleniu.” Czy ten nacisk na własną kulturę nie wywołuje zarazem napięć pomiędzy społecznością goszczącą a budowniczymi?

„Napięć nie da się rzecz jasna uniknąć. Z poziomu architekta nie sposób rozwiązać wszystkie problemy. Można jednak przyczynić się do zniwelowania wspomnianych napięć oraz zapewnić korzystne warunki, które będą źródłem skuteczniejszej współpracy. Wszystko sprowadza się do kwestii zaufania – staramy się nawiązać z ludźmi autentyczne porozumienie oraz udzielić im pomocy. Społeczność goszcząca także ma dostęp do niektórych ośrodków kulturalnych, takich jak chociażby Bezpieczna Przestrzeń dla Kobiet i Dzieci. W przypadku tejże przestrzeni obie społeczności ze sobą współegzystują. Uczestniczą one w tych samych szkoleniach, poznając się nawzajem oraz nabierając dla siebie wzajemnego zrozumienia.” Jak ma się natomiast kwestia nieufności samych uchodźców? W jaki sposób zyskują oni zaufanie, że naprawdę staracie się im udzielić pomocy?

„To także okazuje się czasami problemem. Pośród uchodźców z ludu Rohindża funkcjonuje mniejszość hinduska o nazwie Hindupara. Jej członkowie odczuwali początkowo niepewność – tak w związku ze swą pozycją społeczną, jak i z naszą ingerencją. Jako pracowników BRAC nie obdarzano nas początkowo zaufaniem. Ludzie ci obawiali się, że ich skrzywdzimy. Konkretnie bali się oni, że zrobimy coś złego z ich świątynią. Kiedy już jednak postaraliśmy się nawiązać z nimi więź, by uspokoić ich, że wspomniane miejsce można również współdzielić na potrzeby uroczystych obrzędów oraz praktyk religijnych, ich nieufność ostatecznie osłabła. Pomocne było również w tym wypadku to, że w procesie zagospodarowania terenu udział wzięły kobiety z powyższej mniejszości. Zapytaliśmy je, jakie rośliny powinny zostać według ich oczekiwań posadzone na potrzeby kulturalne oraz religijne. Sporządziły one odpowiedni spis, a następnie obsadziły teren wybranymi gatunkami. Na potrzeby takich ceremonii jak Puja zdecydowano się na rośliny kwitnące, takie jak Gada, Joba, Golap, Kathal Chapa, Barota czy Morichh. Na pozostałe potrzeby kobiety wybrały takie rośliny jak Bel, Kola, Tulshi czy Aam. Kolejnym przykładem jest izolacja cieplna dachu. Powszechnie stosowany materiał izolacyjny był importowany i opatrzony znakami firmowymi. Postanowiliśmy więc rozejrzeć się za zamiennikiem, który miałby odpowiedni wygląd, a któremu jednocześnie towarzyszyłaby stosowna aura kulturowa. Na miejscowym targu udało nam się znaleźć maty tak kolorowe jak stroje, które nosiły na sobie wspomniane kobiety. Pozszywały je one ze sobą w taki sposób, że mogliśmy je wykorzystać na potrzeby izolacji cieplnej – miały one żywe, pogodne kolory i nawiązywały do kultury zainteresowanych. Reasumując, kiedy tyko jest to możliwe, staramy się zaangażować uchodźców w proces budowy.” Pracuje pan z uchodźcami w obszarach wiejskich. Czy pana doświadczenie mogłoby znaleźć równie dobre zastosowanie w tak ogromnym mieście jak Dakka?

„Zanim rozpocząłem pracę z uchodźcami, w mniejszym stopniu zdawałem sobie sprawę, że dokładnie te same kwestie odgrywają rolę w slumsach Dakki. Teraz dostrzegam już jednak, że mamy tutaj do czynienia z zasadniczymi podobieństwami. Większość mieszkających tam ludzi pochodzi z wiosek. Czują się oni wyalienowani ze swojego środowiska – towarzyszy im niepewność co do własnej tożsamości oraz kultury. Daje się wyczuć, jaki stres doskwiera im na ulicach – przyjechali do Dakki zarobić trochę pieniędzy, a zmuszeni są walczyć o przetrwanie. Jestem przekonany, że dokładnie te same metody działania – strategie identyczne do tych, które wykorzystujemy w obozach – mogłyby z dużym prawdopodobieństwem znaleźć zastosowanie w przypadku wspomnianych slumsów. Jako architekci zobowiązani jesteśmy wnosić swój wkład w jakość życia. Jeżeli wymaga to mikroingerencji, powinniśmy ich właśnie dokonywać. Działanie na wielką skalę nie ma sensu, jeśli nie służy ono ludziom.”

OŚRODEK KULTURY DLA SPOŁECZNOŚCI GOSZCZĄCEJ, BHALUKIYA, UKHIYA, BANGLADESZ (2020) Zdjęcie: Rizvi Hassan