JULIAN SCHUBERT
„Chcemy połączyć to, co wizjonerskie, z tym, co konkretne, namacalne”.
Zdjęcie: Alberto Novelliy
Something Fantastic krytycznie podchodzi do budowania i stara się lepiej wykorzystać to, co już istnieje. „Nasz program ma na celu uniknięcie odpadów, teraz i w przyszłości”.
ICCC – MIĘDZYNARODOWE CENTRUM KULTURY WSPÓŁCZESNEJ, BERLIN, NIEMCY (2022) WIZUALIZACJA: SOMETHING FANTASTIC, ZARA PFEIFER I LENNART WESKI
Ekrany wideo i sterty piasku w kątach: sala konferencyjna Something Fantastic, berlińskiego biura architektonicznego Juliana Schuberta, Eleny Schutz i Leonarda Streicha, została przekształcona w przestrzeń galeryjną. Pokazano tu prace artystki Alicji Rogalskiej, stanowiące część prac nagrodzonych w konkursie Berlin Art Prize. Ta transformacja miała być tymczasowa. Architekci przez kilka miesięcy byli rezydentami niemieckiej akademii Villa Massimo, ale po uświadomieniu sobie, że nigdy nie wykorzystają przestrzeni biurowej w weekendy, teraz zamierzają na stałe dzielić ją z galerią sztuki.
Ten sposób myślenia jest typowy dla Something Fantastic i wynika logicznie z manifestu, który napisali do swojej pracy dyplomowej, tuż po kryzysie finansowym w 2009 roku. „To był czas fundamentalnych przemyśleń” - mówi Julian Schubert. „Zatem pytania o systemową istotność były wszędzie. Powiedzieliśmy sobie - spójrzmy krytycznie na nasz zawód, przyjrzyjmy się temu, czego się nauczyliśmy i dowiedzmy się, jak my, z tą wiedzą i tym zestawem narzędzi, możemy zaangażować się w to, o czym się aktualnie mówi, co jest aktualnie modne. A także uwolnijmy się od tego, czego nauczyliśmy się na uniwersytecie na temat tego, jak pracują architekci. Efektem tego był nasz projekt dyplomowy, który został wydany jako książka zatytułowana Something Fantastic. Była to nasza wizja tego, jak chcielibyśmy działać jako architekci, refleksja nad tym, jak powinien wyglądać ten zawód”.
Czy podsycała ją również świadomość, że w następstwie kryzysu finansowego nie ma praktycznie żadnych perspektyw na budowanie?
„Jeszcze przed kryzysem finansowym ze sceptycyzmem obserwowaliśmy, jak na całym świecie kwitł boom budowlany i budowa tych wszystkich nowych muzeów i stadionów. Wszyscy urodziliśmy się na początku lat osiemdziesiątych i dorastaliśmy w gospodarstwach domowych, które były już bardzo świadome ekologicznie. Wychowywano nas z myślą, że coś musi się pilnie zmienić - z myślą, że nie wszystko jest na zawsze, że musimy zająć się tym, co już jest. Oczywiście zaczęliśmy naszą praktykę, nasze działania ambitnie. Jednocześnie zdaliśmy sobie sprawę, że jako architekci możemy łatwo wpaść w pułapkę powielania czegoś, czemu tak naprawdę jesteśmy przeciwni. Myślę, że jest to jeden z podstawowych problemów naszych czasów. Wszyscy mamy zdroworozsądkową osobowość i sposób profesjonalnego działania. Te mechanizmy działają tak dobrze, że nie znajdujesz z nich wyjścia: jak już jesteś w środku, to jesteś w środku. Podobnie jest z architekturą: kiedy już założysz biuro, musisz je prowadzić, nawet jeśli wiesz, że to, co robisz, nie spełnia tego, co chciałbyś robić - czyli, przynajmniej w naszym przypadku, przyczyniać się do tworzenia zdrowego i pięknego środowiska dla wszystkich i wszystkiego, i tworzyć przestrzeń do życia dla ludzi, zwierząt i roślin. Robiąc to jednak w konwencjonalny sposób, często więcej się niszczy niż tworzy”.
(1) DISILLUSIONED OFFICE, BERLIN, NIEMCY (2016 - 2020) ZDJĘCIE: ZARA PFEIFER
(1) DISILLUSIONED OFFICE, BERLIN, NIEMCY (2016 - 2020) ZDJĘCIE: ZARA PFEIFER
(1) DISILLUSIONED OFFICE, BERLIN, NIEMCY (2016 - 2020) ZDJĘCIE: ZARA PFEIFER
Bez budowania nie ma architektury. Co więc możesz zrobić jako architekt?
„Nie chodzi o to, że jestem przeciwny budowaniu per se. Nie możemy po prostu więcej nie budować. To, co staramy się robić, to wnosić wkład w proces budowania, zanim jeszcze do niego dojdzie - co w zasadzie oznacza wpływanie na to, jak inni budują. Wiele z naszych działań to wystawy i książki o projektach, które naszym zdaniem dobrze się komunikują, a tym samym inspirują innych do innego podejścia do przestrzeni i budownictwa. Ten rodzaj wpływania był i nadal jest dla nas ważny”.
Czy uważasz, że przyczynianie się do dyskursu architektonicznego jest bardziej skuteczne niż budowanie?
„Dla nas, jako młodego biura, było to zdecydowanie opłacalne ekonomicznie. I tak, jestem przekonany, że jest to bardzo skuteczny sposób na zmianę praktyki architektonicznej. Prawdą jest jednak, że nasze stanowisko wobec budowania jest krytyczne. Nie bierzemy udziału w konkursach, nie angażujemy się w projekty, które automatycznie prowadziłyby do budowania. Nawet jeśli ktoś przychodzi do nas z problemem przestrzennym, zawsze szukamy alternatywnych rozwiązań, tak jak to miało miejsce w przypadku renowacji budynków branżowego stowarzyszenia platform cyfrowych w Berlinie. Przyjrzeliśmy się temu programowi krytycznie i od samego początku wiedzieliśmy, że naszym celem musi być unikanie marnotrawstwa, teraz i w przyszłości. Zaprosiliśmy dwóch futurologów, aby wspólnie z nami opracowali nową koncepcję, jak pracownicy mogliby inaczej pracować w starych pomieszczeniach. Pozwoliło nam to zredukować ilość budynków do ułamka tego, co było początkowo planowane. Wolność, którą uzyskaliśmy, uniezależniła nas finansowo od budowania, więc mogliśmy właściwie zasugerować klientowi, żeby nie budować”.
Co zaproponowaliście berlińskiemu stowarzyszeniu platform cyfrowych?
„Oczywiście każdy jest pod wpływem ekscytującej atmosfery pracy w branży start-upów. Ale kiedy przewidzisz wszystkie materiały odpadowe, które generuje renowacja, zrozumiesz, jak szalone jest pozbywanie się, usuwanie wszystkich obecnych biur i zamienianie ich na nowe, tylko po to, by dziesięć lat później znów zmienić wówczas obowiązujący trend aranżacji biur. Jest to sprzeczne ze zdrowym rozsądkiem, a zwłaszcza z rozsądkiem środowiskowym. Próbowaliśmy znaleźć sposób na restrukturyzację i rekonfigurację istniejących przestrzeni pracy i to właśnie zaowocowało biurem klastrowym. Następnie przyjrzeliśmy się krytycznie niektórym konkretnym programom, o których uwzględnienie nas prosili. Na przykład pokazaliśmy im, że pomysł posiadania siłowni lub kawiarni w biurze, w centralnej lokalizacji w Berlinie, nie ma sensu. Punktem odniesienia była wymyślna architektura kampusów biur Google w Dolinie Krzemowej, ale tam brakuje im infrastruktury miejskiej, więc trzeba było coś zrobić, żeby biura były atrakcyjne dla ich pracowników. Sytuacja w Berlinie jest oczywiście zupełnie inna. Narysowaliśmy mapę pokazującą wszystkie restauracje i siłownie w okolicy i jak można by je potraktować jako część obiektów, zamiast wbudowywać nową kawiarnię i siłownię w sam biurowiec. Obiekty te pozostałyby w ramach programu, a jednocześnie nie trzeba by było budować dla nich faktycznej przestrzeni”.
„Pracowaliśmy również z ideą 'rozczarowania' (1) - koncepcją, którą zaczerpnęliśmy od Bertholta Brechta i Erwina Piscatora. W swoim epickim teatrze z lat 20. chcieli oni edukować i upodmiotowić publiczność poprzez wprowadzenie elementów, które rozbijałyby iluzję teatru i ujawniałyby sztukę jako sztukę, innymi słowy jako sztuczną, stworzoną przez człowieka konstrukcję. Dla nas ta strategia miała na celu ujawnienie biura jako biura i stworzenie momentu, w którym pracownik biurowy mógłby spojrzeć na biuro z zewnątrz i uświadomić sobie jego wewnętrzne elementy przestrzenne: ciemne dywany, podwieszane sufity i białe tapety”.
Czy tworzenie świadomości w dziedzinie architektury jest tym, do czego dążycie?
„Świadomość jest dla nas naprawdę ważna. Nie jestem pewien, czy świat jest bardziej złożony niż w przeszłości, ale jesteśmy przynajmniej znacznie bardziej świadomi złożoności. Obecnie wiemy, że musimy zająć się kwestiami energetycznymi, kryzysem klimatycznym i wymieraniem gatunków. Do tego dochodzi rosnący podział społeczny, który skutkuje również ogromną pilną potrzebą polityczną, jaką jest kryzys demokracji. W ubiegłym roku zostaliśmy zaproszeni do wspólnego prowadzenia zajęć z zakresu urbanistyki inkluzyjnej na uniwersytecie w Dusseldorfie. Chodziło właśnie o łączenie różnych kwestii i radzenie sobie ze złożonością. Zazwyczaj termin „inkluzyjny” wskazuje na sferę kulturową, i to jest zdecydowanie jedna z tych sfer, które uważamy za istotne - inkluzyjny w sensie włączania wszystkich. Ale kiedy używamy tego terminu, mamy na myśli włączenie wszystkiego, rzeźni, elektrowni, wszystkich tych rzeczy, które istnieją, ponieważ żyjemy jak żyjemy. Wszędzie coś jest. Nie możemy po prostu odsunąć czegoś na bok, bo to oznacza zepchnięcie tego do cudzego centrum. Musimy to rozwiązać na własnym terenie. To jest właśnie idea urbanistyki inkluzywnej: że mówi się: bierzemy to na siebie i teraz będziemy musieli to rozwiązać”.
(2) BEVI E LASCIA BERE, RZYM, WŁOCHY (2022) ZDJĘCIE: ZARA PFEIFER
(2) BEVI E LASCIA BERE, RZYM, WŁOCHY (2022) ZDJĘCIE: ZARA PFEIFER
(2) BEVI E LASCIA BERE, RZYM, WŁOCHY (2022) ZDJĘCIE: ZARA PFEIFER
Jak wdrażasz taką teoretyczną koncepcję w codziennej praktyce? Czy pracowaliście nad nią podczas pobytu w Rzymie?
„Tak, w zeszłym roku opracowaliśmy tam pewne rytuały nawadniania drzew. Sadzonki są sadzone przez szkółki drzew, ponieważ mają one kontrakt z miastem. Kontrakt kończy się po kilku latach, a wtedy drzewom trudno jest przetrwać w miejskim środowisku. Na szczęście są mieszkańcy, którzy podlewają drzewa, zazwyczaj są to starsze panie. One wiedzą, co tam rośnie. Jednak nasze pokolenie jest rozproszone tu i ówdzie, nie mamy już intymnej relacji z naszym bezpośrednim otoczeniem. Dlatego wypracowaliśmy rytuał spotykania się z przyjaciółmi przy nasone, rzymskim wodotrysku z dostępną cały czas wodą pitną. Wspólnie spożywaliśmy aperitivo, ale przynosiliśmy też pojemniki do podlewania drzew. Projekt nazywał się bevi e lascia bere (2) - pij i pozwól pić. Chodziło o to, żeby uświadomić ludziom, że te drzewa są ich - że to oni czerpią z tego korzyści, więc mogą też o nie dbać. Połączyć radosne ogrodnictwo z wielkomiejską sferą kulturową i stylem życia, to było to, co staraliśmy się tam zrobić”.
Niebudowanie jest sednem waszego biura. Co proponujecie jako alternatywę?
„Zawsze mówimy: lepiej wykorzystaj to, co już jest. Oczywiście jest to zbyt ogólne. Jeśli chodzi na przykład o mieszkania – zauważamy ich niedobór w miastach. Strategia polega więc na tym, by przyjrzeć się faktycznemu wykorzystaniu domów. Biograficznie rzecz biorąc, nasze potrzeby przestrzenne są największe, gdy planujemy założenie rodziny. Ludzie albo budują dom, albo kupują lub wynajmują mieszkanie o wymaganej powierzchni i wymaganej liczbie pokoi. Jeśli jednak przyjrzymy się zajętości przestrzeni, to zdamy sobie sprawę, że w większości przypadków jest ona niewykorzystana w okresie eksploatacji domu. Tylko przez stosunkowo krótki czas jest ona dobrze wykorzystana. Tak więc zachęta finansowa mogłaby pobudzić ludzi do przeprowadzki do mniejszych mieszkań. Naszym zdaniem uwolniłoby to wiele mieszkań rodzinnych”.
ROWER NAWADNIAJĄCY, DREZNO/BERLIN, NIEMCY (2022) ZDJĘCIE: SOMETHING FANTASTIC
ROWER NAWADNIAJĄCY, DREZNO/BERLIN, NIEMCY (2022) ZDJĘCIE: SOMETHING FANTASTIC
(3) CONSTELLATION HOUSE WOOD, BERLIN, NIEMCY (2020) RENDERING: LENNART WESKI
(3) CONSTELLATION HOUSE WOOD, BERLIN, NIEMCY (2020) RENDERING: LENNART WESKI

To jest rozwiązanie polityczno-finansowe. Czy istnieje również rozwiązanie w zakresie architektury?
„Opracowaliśmy koncepcję 'domu konstelacji' (3, zdjęcia str. 9). Potencjalną konstelacją jest rodzina nuklearna, ale nie jest ona jedyną możliwą. Idea jest taka, że z czasem konstelacje mogą się zmieniać. Aby stworzyć możliwość dostosowania się do tych zmieniających się konstelacji, zaproponowaliśmy w projekcie ścisły podział na pokoje nocne i dzienne. Nie są one zgrupowane w jednym mieszkaniu, ale mieszkania jakby się przecinają. Aby przejść z pokoi nocnych do dziennych, korzystalibyśmy z klatki schodowej, z której korzystaliby również inni członkowie wspólnoty. Pozwoliłoby to na zacieśnienie wspólnoty, ponieważ opór przed wchodzeniem do cudzych pokoi dziennych, które zgodnie ze swoją naturą są wykorzystywane bardziej towarzysko, stałby się mniejszy. Ponieważ każda sypialnia miałaby swoją łazienkę i przynajmniej w naszym przypadku również ekspres do kawy, prawie jak w pokoju hotelowym - miałoby się również więcej prywatności w poszczególnych sypialniach”.
„To wszystko jest związane z naszą ideą gęstości. Jeśli chcesz mieć większą gęstość w fizyce, kurczysz objętość. W architekturze mamy tendencję do myślenia, że jeśli budujemy duże budynki blisko siebie, tworzymy gęstość. Ale jeśli te duże budynki są puste po godzinach pracy, to wcale nie jest to zagęszczenie. Z drugiej strony, można zwiększyć gęstość miejską poprzez umieszczenie większej ilości rzeczy w istniejących budynkach, nawet tych mniejszych. Byłaby to przestrzeń, która może być wykorzystywana w różnym czasie do różnych funkcji. To zdecydowanie zwiększyłoby gęstość. W przypadku projektu urbanistycznego w okolicach Genewy przyjęliśmy hasło „Gęstość bez wielkości” (Density without Bigness). A czasami rozważaliśmy nawet użycie terminu 'bogactwo' zamiast ‘gęstości’: bogactwo życia, zamiast gęstość budynków”.
DZIŚ TO JUTRO TAMTO, BRUKSELA, BELGIA ZDJĘCIE: ROBERT HAMACHER
Fundamentalne dla Something Fantastic jest pojęcie, że nie ma już rozróżnienia między kulturą a naturą. Co przez to rozumiecie?
„Uważamy, że zbyt długo pozostawaliśmy w przestrzeni kulturowej. Czuliśmy się zbyt bezpieczni, zbyt niezależni od natury. Traktowaliśmy ją jako coś oczywistego, jako coś, o co dbają inni. W przestrzeni kultury staliśmy się niemal snobistyczni wobec natury. Teraz myślimy, że nie powinno tak być. Powinniśmy byli zmienić to nastawienie i zorientować się na naturę, łącząc sfery kultury i natury”.
Something Fantastic postuluje proste interwencje, które mówią same za siebie, tak jakby każdy mógł to zrobić. A jednak Julian Schubert mówi, że nadal ważne jest wykształcenie architekta. „Masz pewną wiedzę lub przynajmniej pojęcie o socjologii, historii, naukach przyrodniczych i biologii, ale masz też wiedzę o strukturze i konstrukcji. Idea generalisty, specjalisty ds. ogólnych, jest mi bardzo droga. Czuję, że to jest dokładnie to, czym jestem. Nie mam konkretnej wiedzy, ale mam o niej jakieś pojęcie. Jako architekt powinieneś jednak zawsze zadawać sobie pytanie, dla kogo projektujesz? Kiedy zakładasz biuro, stajesz się częścią społeczności profesjonalistów. Szacunek i uznanie kolegów stają się ważne. Na pewno bańka, w której się poruszasz, może prowadzić do doskonałości, ale jest też ryzykowna, zwłaszcza w architekturze, ponieważ wszyscy, nie tylko twoi rówieśnicy, będą konfrontowani z tym, co projektujesz”.
„Oczywiście cieszą mnie fascynujące przykłady, takie jak budynki belgijskiego architekta Juliaana Lampensa, który nigdy nie kończył ścian, ale zawsze zatrzymywał się w pewnym punkcie. Jeśli twoja ambicja jest ekstrawagancją, albo chęcią wyróżnienia się spośród innych profesjonalistów, to mam do tego sympatię. Ale to do niczego nie prowadzi. Nie rozwiązuje problemów, przed którymi stoimy. Obawiam się, że architektura nie jest już właściwym terytorium do zagłębiania się w ekstrawagancję”.
„Nasze podejście nie mogłoby być bardziej odmienne. Jest ono rozpoznawalne w nazwie naszego biura. Biuro Something Fantastic jest oczywiście 'fantastyczne', ale może to być również zwykłe coś, być może coś bardzo małe. Chcemy połączyć to, co wizjonerskie z tym, co konkretne, namacalne. Chcemy łączyć super skomplikowane problemy z bardzo konkretnymi rzeczami z codziennego życia".