ALFREDO BRILLEMBOURG

“LUDZIE TO INFRASTRUKTURA, Z KTÓRĄ PRACUJĘ”.

Zdjęcie: Nora Nussbaumer

ALFREDO BRILLEMBOURG

‘PEOPLE ARE THE INFRASTRUCTURE I WORK WITH.’

Photo: Nora Nussbaumer

WEDŁUG ALFREDO BRILLEMBOURGA ARCHITEKCI POWINNI PRZYCZYNIAĆ SIĘ DO LIKWIDOWANIA PODZIAŁÓW POMIĘDZY BOGACTWEM A BIEDĄ, POMIĘDZY MIASTEM FORMALNYM A MIASTEM NIEFORMALNYM. ICH CEL STANOWIĆ POWINNO WYWOŁANIE EFEKTU SPOŁECZNEGO. „JEŚLI NIE UDA NAM SIĘ TEGO OSIĄGNĄĆ W MIASTACH, NA CAŁEJ ZIEMI WYBUCHNIE REWOLUCJA SPOŁECZNA, PONIEWAŻ ŻYJEMY W ŚWIECIE GWAŁTOWNYCH PRZEMIAN PANUJĄCEGO STATUS QUO – OD CHILE, PRZEZ IRAK, PO HONG KONG, OD KATALONII PO EXTINCTION REBELLION.”

Ponad zwartymi fawelami Caracas wznoszą się zbudowane tam na przestrzeni minionych lat cztery „pionowe sale gimnastyczne” – wielopiętrowe ośrodki sportowe, pod których dachem odbywa się szeroki wachlarz sportowych zajęć. Pełnią one dokładnie taką funkcję, do jakiej zostały powołane – zbliżają do siebie ludzi w bezpiecznym otoczeniu, umożliwiając im jednocześnie uprawianie ruchu oraz zachowanie zdrowia. Powyższe ośrodki sportowe stanowią doskonałą ilustrację tego, na czym polega w istocie praca, czy też metoda działania, pracowni architektonicznej o nazwie Urban–Think Tank – na miejskiej akupunkturze, jak lubią to ujmować jej pracownicy. Przez dwadzieścia lat architekt o nazwisku Alfredo Brillembourg, który założył powyższą pracownię wraz z Hubertem Klumpnerem, podróżował po świecie, intensywnie współpracując z miejscowymi mieszkańcami – głownie nad projektami, które miały na celu wsparcie ubogich społeczności oraz poprawę tkanki społecznej. Kluczowe dla pracowni Urban–Think Tank jest podejście do architektury radykalnie różne od podejścia większości biur architektonicznych. Na wstępie wydanej niedawno monografii autorstwa Urban–Think Tank, zatytułowanej „Architekt i miasto” (ang. The Architect and the City), zdobywca Nagrody Pritzkera, Balkrishna Doshi, zadaje proste, a zarazem niecierpiące zwłoki pytanie: „Jaka jest rola architekta? Czy mamy pozostać dostawcą usług pracującym dla danego klienta, czy też mamy stać się pożyteczni dla ogółu społeczeństwa?” Brillembourg odpowiedział na pytanie Doshi'ego podczas swego pobytu w Genewie. Wyjaśnił on, że rola architekta zmieniła się, ponieważ zmianie uległy także najważniejsze problemy dotyczące miast. „Architekci muszą reagować na zagadnienia im współczesne, na kwestie, które mają znaczenie w danym momencie historii – posługiwać się pojemnymi terminami urbanizacji, informalizacji oraz globalizacji. Do naszych obowiązków należy krytyczna analiza metod, z zastosowaniem których powinniśmy zmierzyć się z powyższymi kwestiami. Chiny wyciągnęły na przykład z biedy 400 milionów ludzi, burząc znajdujące się w ruinie hutongi, w których ludzie ci mieszkali, a następnie umieszczając ich w wielopiętrowych blokach mieszkalnych. Czy to im jednak przyniosło korzyść? Znajdujące się w powyższych blokach mieszkania wyposażone są w urządzenia sanitarne oraz toalety, jednakże teraz ich lokatorzy mieszkają na czterdziestym piętrze, odcięci od swej społeczności oraz pozbawieni niezbędnych środków utrzymania na potrzeby tego typu wysokościowych budynków. Powinniśmy sobie zatem zadać pytanie, czy naprawdę jest im lepiej w tego typu pionowych miastach.”

PIONOWA SALA GIMNASTYCZNA, CARACAS, WENEZUELA (2004) Zdjęcie: Iwan Baan

Pisze pan o mieście nieformalnym – mieście, które nie zostało zaplanowane, lecz wyrosło w sposób mniej lub bardziej naturalny. Na tego typu miasta spogląda się pogardliwie, określając je mianem slumsów, faweli, hutongów czy dzielnic nędzy. Pana zdaniem miasto nieformalne ma jednak tak samo duże znaczenie jak coś, co nazywa pan miastem formalnym. Czy mógłby pan wyjaśnić powyższą myśl? „Mniej niż jeden procent budynków na świecie zaprojektowanych zostało przez wykwalifikowanych architektów. Pozostałe dziewięćdziesiąt dziewięć procent, zwłaszcza na terenie tzw. Globalnego Południa, budowane jest przez samych ludzi – architektów dorywczych lub architektów samouków, budowlańców, deweloperów oraz inżynierów. Miasto nieformalne dominuje, czy nam się to podoba, czy nie, więc nie ma sensu ignorowanie go jako zjawiska, które najlepiej, aby nie istniało. Fiksacja architektów na czymś, co moglibyśmy nazwać miastem formalnym, prowadzi do utrwalenia przepaści pomiędzy nimi dwoma. Konieczne jest, abyśmy myśleli o JEDNYM mieście, mieście formalnym oraz mieście nieformalnym funkcjonującym jako całość.” Czy to nie miasto formalne stanowi jednak terytorium architekta? Tam właśnie leżą przecież pieniądze, tam też zdobyć można zlecenia; nie w mieście nieformalnym, które wzrosło samoistnie. „Począwszy od czasów renesansu, architekci byli zawsze stawiani w centrum oficjalnej kultury – w centrum władzy. Ich praca polega na kontrolowaniu miasta, na panowaniu nad nim. Powoduje to, że architekci są w rzeczywistości współwinni problemu nierówności – jednego z najpoważniejszych problemów współczesnego świata. Architektura niczego oczywiście nie rozwiąże. Po co nam gmach opery za 300 milionów dolarów, taki jak ten w Ammanie, w Jordanii, zaprojektowany przez Zahę Hadid? Czemu ma on służyć? Jordania nie ma wody. Za te same pieniądze można by wybudować zakład odsalania! Kiedy zacząłem rozbierać architekturę na kawałki, zauważyłem, że metody, jakimi uczono powyższego zawodu w elitarnych szkołach, są niewłaściwe. Na Uniwersytecie Columbia, który chlubi się swym globalnym charakterem, istniał cały wydział poświęcony projektowaniu fasad parametrycznych, czyli projektowaniu z użyciem algorytmów. W większości miejsc na świecie tego rodzaju wiedza pozostaje jednak całkowicie bezużyteczna. Wracając do tematu Wenezueli, nie byłbym w stanie wprowadzić tam tego typu paneli. Nie dysponowałem niezbędnym oprogramowaniem cyfrowym, a także nie miałem dostępu do odpowiednich dostawców stali, ażeby wymodelować fantastyczne kształty w sposób konstrukcyjnie solidny a zarazem opłacalny finansowo, jak to robi Frank Gehry. Nie byłbym w stanie zastosować w praktyce najmniejszego ułamka wspomnianej wcześniej, specjalistycznej wiedzy. Kiedy więc znalazłem się w Caracas, musiałem poddać się samodzielnej reedukacji, przy czym w trakcie jej trwania, ni z tego, ni z owego, wybuchła nagle lewicowa rewolucja, spowodowana skrajnym ubóstwem. Taka była rzeczywistość; tak wyglądał kontekst, w jakim funkcjonowałem. Usiłowałem pojąć, w którym miejscu my, architekci, popełniliśmy błąd, w wyniku czego wpadłem na niewyraźne tropy, które zaprowadziły mnie na peryferia architektury oraz jej skrzyżowania z innymi dyscyplinami, takimi jak socjologia, nauki ścisłe i przyrodnicze, sztuka czy kino.” W latach sześćdziesiątych oraz siedemdziesiątych architektura była o wiele bliżej związana z socjologią oraz psychologią. W latach osiemdziesiątych architekci na nowo jednak odkryli swój własny zawód – ku ogromnej uldze, jak sie wydawało – jako autonomiczną dziedzinę sztuki. Czy twierdzi pan zatem, że się mylili oraz że reprezentanci architektury powinni ponownie połączyć się w duchu lat sześćdziesiątych? „Udana architektura zaczyna się zawsze od postawienia pytania. Musimy wiedzieć, dokąd się udajemy, musimy zastanowić się nad utopią, którą da się urzeczywistnić. Osobiście przyjmuję realistyczną wizję elastycznego, przychylnie usposobionego, kreatywnego społeczeństwa i przekładam ją na architekturę, która w sposób wymierny uczyniła z tego świata lepszą przestrzeń społeczną. Wizje architektoniczne są swego rodzaju narracją, która pomaga nam zrozumieć, co należy uczynić oraz w którym kierunku należy podążać. W tym względzie architekt musi być jak polityk. Musi on posiadać wizję tego, jak powinna wyglądać przyszłość. Epicentra krajów rozwiniętych nie generują juz niestety stosownych koncepcji. Większość architektów, zamiast zastanawiać się na nowo nad istotą swego zawodu i wprowadzać szerszą wizję zmian w obliczu coraz intensywniejszego rozwoju przedsiębiorstw, utknęła w panującym status quo. W rzeczywistości potrzeba nam, abyśmy przedstawili świadomy społecznie zamysł, który doprowadzi do szeroko zakrojonych przemian. Wyzwanie dla architektury tkwi aktualnie w hybrydyczności. Musimy przyjąć, że hybrydyzacja społeczna jest drogą do odmiany sposobu, w jaki mówi się o tożsamości, kulturze, różnicach, nierównościach oraz wielokulturowości. To jest właśnie lekcja, jaką otrzymałem w zetknięciu z różnorodnością kulturową Ameryki Łacińskiej, z jej mieszanką Indian, Europejczyków, Afrykanów i Arabów. Mogłaby to być lekcja dla całego świata – zlikwidować podziały pomiędzy bogactwem a biedotą, tym co formalne a tym co nieformalne, a także stworzyć społeczeństwo o bardziej integracyjnym charakterze. Jeśli nie uda nam się tego osiągnąć, na całej Ziemi wybuchną konflikty. Projekty mojego autorstwa nadają wspomnianemu programowi rozpędu, kładąc nacisk na asymilację oraz przyswojenie miejscowych kultur ludowych – tak jak ma to miejsce w przypadku pionowej sali gimnastycznej czy Akademii Sztuk Pięknych w Barranquilla.”

MIEJSKA KOLEJ GONDOLOWA, CARACAS, WENEZUELA (2010) Zdjęcia: Iwan Baan

MIEJSKA KOLEJ GONDOLOWA, CARACAS, WENEZUELA (2010) Zdjęcia: Iwan Baan

MIEJSKA KOLEJ GONDOLOWA, CARACAS, WENEZUELA (2010) Zdjęcia: Iwan Baan

Czy to nie jednak zadanie polityków, uporać się z problemem slumsów oraz poprawić warunki życia zamieszkujących je ludzi? Cóż mogą dla tych drugich uczynić architekci? „Architekt nie jest kimś, kto stawia ściany, wylewa posadzkę i kładzie dach – kimś, kto potrafi sporządzić plany i czyni to w najlepszy możliwy sposób, po to, ażeby stworzyć pożądany obiekt. Moim zdaniem architekt musi być od samego początku zaangażowany w los miasta – jeszcze zanim teren przekazany zostanie w jego ręce. Ma on na podorędziu cały arsenał narzędzi, by w momencie, kiedy zostanie już poproszony o podjęcie się realizacji projektu, mieć w gotowości cały szereg koncepcji, które gromadził przez lata prowadzonych przez siebie badań. Nie ma dziś dobrego architekta, w centrum praktyki którego nie stałyby badania. Ażeby funkcjonować w danym mieście, architekt potrzebuje rejestru danych, który pomoże mu zrozumieć, w którym miejscu oraz w jaki sposób interweniować. Jeśli miasto to jest najdoskonalszą konstrukcją, jaką może stworzyć człowiek, architekt ma szczególnie solidne podstawy, by nie tylko je budować, ale też by znaleźć się w samym centrum powyższego procesu dostosowawczego. Jestem zatem przekonany, że architekt jest w gruncie rzeczy urbanistą, który poprzez swoje projekty jest w stanie pomóc w wykształceniu poczucia własności oraz symbolicznej reprezentacji. Osobiście zawsze próbowałem ułatwić zbudowanie poczucia wspólnoty poprzez proces projektowy, który stanowić będzie źródło zgodnych oczekiwań co do wartości oraz norm dotyczących danej okolicy.” Rola architekta może jednak również ulec rozmyciu czy rozproszeniu, kiedy przestanie on być tym, który projektuje przepiękny obiekt. „Powtórzę raz jeszcze, że tworząc wyłącznie obiekty budowlane jako ikony, architekt staje się współwinny problemów na rynku nieruchomości, prowadzących do pogłębienia nierówności społecznych. Utowarowienie miast, w których zamieszkujemy, niekontrolowanych przez żadną grupę zawodową, a czerpiących korzyści z takiego stanu rzeczy, prowadzi do zniweczenia ich roli jako miejsc życia publicznego. Jestem przekonany, że architekt musi rozumieć, iż pełni on funkcję pośrednika pomiędzy dwoma biegunami: twórcą dzieła oraz osobą lub osobami, na które dzieło to będzie oddziaływać. Jeśli architekt jest świadom powyższego faktu, przypada mu jeszcze jedna rola – intelektualnego orędownika działającego na rzecz uczynienia miast łatwiej dostępnymi dla wszystkich zainteresowanych.” Czy daje pan w ten sposób również do zrozumienia, że często działa pan bez wytycznych? „Pytanie, jakie są wytyczne. W przypadku społeczności San Agustin – dzielnicy nędzy położonej przy wjeździe do Caracas, która ciągnie się w dół ze wzgórza aż po autostradę – wytyczne rządu przewidywały, aby zapewnić dojazd do wszystkich domów. Mieszkający tam ludzie podważali powyższe wytyczne, ponieważ mnóstwo domów zostałoby zburzonych, ażeby zrobić miejsce na budowę drogi. Dowiedzieliśmy się o ich skargach w sposób przypadkowy, kiedy jeden z przyjaciół zabrał nas do ośrodka kultury wzniesionego kawałek po kawałku przez lokalnych mieszkańców na porzuconym kawałku gruntu. Popędziliśmy do swej pracowni, ażeby naszkicować system kolei gondolowej i przedstawić go gubernatorowi jako rozwiązanie alternatywne. Po niewielkich komplikacjach natury politycznej prezydent Chavez zaakceptował powyższy plan jako swój najbardziej doniosły projekt. Dziesięć lat od momentu powstania naszego pierwszego szkicu dokonał on otwarcia Miejskiej Kolei Gondolowej prowadzącej na wzgórze. Przepustowość powyższego systemu umożliwia transport pomiędzy pięcioma stacjami 1 200 osób na godzinę.”

EMPOWER SHACK, KAPSZTAD, AMERYKA POŁUDNIOWA (2019) Zdjęcie: Jan Ras

SZKOŁA FAVA DLA OSÓB ZE SPEKTRUM AUTYZMU, CARACAS, WENEZUELA (2010) Zdjęcia: Iwan Baan

Ażeby dokonać tego typu zabiegu, trzeba być solidnie osadzonym w lokalnej społeczności bądź przynajmniej dysponować nieformalnymi kontaktami. Czy byłby pan kiedykolwiek w stanie pogłębić swą praktykę bez Caracas? „Architektura ma dziś charakter globalny, więc nie trzeba pochodzić z miasta, w którym się buduje. W rzeczywistości jako katalizator niezbędne jest w wielu przypadkach spojrzenie z zewnątrz. Bardzo dobrze rozumieliśmy jednak Caracas, ponieważ mieszkaliśmy tam wcześniej i znajome nam były polityka miasta, jego ekonomika, a także wszelkie pozostałe czynniki, które miały przyczynić się do sukcesu realizowanego przez nas projektu. Mimo iż mieliśmy w swoich głowach całe lata badań, wcale nie było jednak łatwo doprowadzić sprawy w Caracas do skutku. W jeszcze większym stopniu odnosi się to do naszych działań w innych miastach – poza Wenezuelą. Kultura nie składa się naturalnie z elementów, które można rozłożyć i ponownie złożyć – kulturą trzeba żyć. Tego typu rodzaje kultury jak refleksja architektoniczna dojrzewają i osadzają się powoli, w miarę jak wplatają się one w kontekst. Kiedy na przykład rozpoczęliśmy realizację projektu w Khayelitsha – getcie położonym nieopodal Kapsztadu w Afryce Południowej – ażeby wzbudzić zaufanie lokalnej społeczności, wystawiłem sztukę z jej udziałem. Na ukończenie wspomnianej inscenizacji teatralnej poświęciłem rok. Minęło pięć lat, zanim położyliśmy pierwszy kamień pod budowę osiedla o nazwie Empowered Shack. Architektura, która ma wywrzeć piętno społeczne, wymaga czasu, a jednym z naszych zadań jest dojść do tego, w jaki sposób opłacić tego typu proces badawczy.” Czy często styka się pan z brakiem zaufania, wstępując do społeczności jako osoba z zewnątrz? „Przydaje się pochodzić z Ameryki Południowej. Wtedy jest się już wytworem kultury hybrydowej i każdy dostrzega, że nie jest się całkowicie zeuropeizowanym czy uzachodowionym. Z nieufnością będziemy jednak mieli do czynienia za każdym razem, kiedy architekt będzie próbował pominąć wiedzę miejscowych mieszkańców i nie będzie słuchał licznych głosów najrozmaitszego rodzaju składających się na społeczność. Postępowanie architekta jest dokładnie tak samo ważne jak koncepcje, które przekładamy na szkice. Społeczności wykazują wyraźny brak zaufania do architektów, ponieważ mają oni w zwyczaju nie dostarczać przekonujących dowodów na swą ograniczoność czy niedostatki. Rodzi się w tym momencie pytanie, czy miasta powinny w ogóle przewidywać funkcję lokalnego architekta, czy chociażby obowiązkowy budżet na potrzeby lokalnych zleceń dla niezależnej osoby. Dzieje się tak nie bez powodu, gdyż społeczności mają orientację, w jaki sposób wzorowo się rozbudowywać. Począwszy od lat siedemdziesiątych dwudziestego wieku istnieje bank wiedzy na temat pomysłów Ameryki Łacińskiej dotyczących dzikich osiedli, którym zainteresowano uczonych urbanistów z całego świata. My poszerzyliśmy powyższą koncepcję tradycji urbanistycznej, podobnie jak i koncepcję samopomocy oraz systematycznej analizy wynikających z niej konsekwencji. Mieszkańcy ubogich dzielnic Caracas, Sao Paulo czy Limy wiedzą, w jaki sposób budować, jednakże poza ich umiejętności wykracza zaprojektowanie infrastruktury publicznej, która będzie dopasowana do ich własnej koncepcji otoczenia – pasów zieleni, stacji uzdatniania wody, parków, przestrzeni publicznych, ośrodków kultury itp. Dlatego właśnie twierdzę, że urbanistyka stanowi w dzisiejszych czasach trzon architektury.” Całkiem spora liczba pana projektów została anulowana w związku z niestabilnością lokalnej sceny politycznej oraz miejscowych struktur władzy. Jaką wyciągnął pan z tego lekcję? „Tak zwana „architektura globalna” zmaga się z problemem właśnie ze względu na tego typu zaangażowanie. Budynki projektowane z myślą o zasięgu globalnym, z którymi związane są nadzieje wzbudzenia zainteresowania ze strony innych krajów oraz regionów, nie powinny lekceważyć lokalnych tradycji. Co więcej, należy uczyć się od świata, ponieważ jeśli się tego nie robi, nie mamy do czynienia z jakąkolwiek nauką czy postępem w zakresie języka architektury. Każdy kraj dysponuje własnymi agencjami rozwoju – organizacjami, które nadzorują rzekomo rozwój danego kraju oraz jego pomoc dla potrzebujących, jednakże w terenie niezbędne są również silne organizacje pozarządowe, które nawiążą kontakty z miejscową ludnością i będą intensywnie współpracować z lokalnymi społecznościami. Postanowiliśmy więc ugruntować praktykę architektoniczną, która obejmuje zbudowanie więzi z wymienionymi powyżej instytucjami oraz fundacjami o charakterze multilateralnym, realizującymi działania rozwojowe, by zapewnić naszym projektom nieco bardziej miękkie lądowanie oraz zintegrować projektowanie z infrastrukturą.” Architekci zazwyczaj projektują budynki, choć niektórzy z nich piszą także książki. Oprócz projektowania budynków oraz opracowywania licznych pozycji książkowych zajmuje się pan również kręceniem filmów, pisaniem sztuk oraz tworzeniem oprogramowania, a także posługuje się pan sporą liczbą rozmaitych środków przekazu. Dlaczego? „W przypadku architektury trudne może okazać się ustalenie, gdzie kończą się badania, a zaczyna się praktyka. Badania architektoniczne na ogół wtapiają się w praktykę. Osobiście postrzegam projektowanie i badania jako obszary ze sobą ściśle powiązane – w prowadzonych przez siebie pracach badawczych posługuję się filmem i teatrem, a także interaktywnymi narzędziami projektowymi. Stosowany przeze mnie proces projektowania pomaga mi lepiej zrozumieć specyfikę konkretnego terenu oraz inne cechy szczególne danego projektu. Rozwijając nieco tę myśl, powiedziałbym, że architekt przyszłości to przedsiębiorca społeczny, który opowiada historię za pośrednictwem wszelkiego rodzaju środków przekazu, oddziałując w ten sposób na społeczeństwo. Jest to kwestia absolutnie zasadnicza. Jeśli twoja budowla nie oddziałuje na społeczeństwo, nie stawiaj jej. Infrastrukturą, z którą ja pracuję, są ludzie” Co stanowi cel pańskich działań: wspieranie, umacnianie czy może wręcz powoływanie do życia lokalnych społeczności? „Poprzez opowiadanie historii z całą pewnością buduje się wewnętrzną spójność. Zbliża się ludzi do siebie nawzajem, a następnie zjednuje się ich sobie z wykorzystaniem wszelkich narzędzi technicznych oraz narracyjnych, których nauczyło się w szkole architektonicznej. Bez względu na to, czy jest to schemat, rysunek, wizualizacja czy też film, łatwa w odbiorze komunikacja wizualna jest skuteczną metodą zbliżania do siebie ludzi i udzielania im pomocy w samoorganizowaniu się. Potrzebny jest nam wyższy poziom samorządności. Rząd danego kraju powinien regulować kwestie związane z finansami, służbą zdrowia, edukacją, przemieszczaniem się oraz transportem. Cała reszta spraw powinna zostać przekazana w ręce ludzi. Powinniśmy podzielić miasta na jednostki projektowe, skoncentrowane wokół sąsiedzkich kwartałów sprawujących samorządność.”